poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Wiatr nie tylko we włosach




Przychodzi taki czas, kiedy słońce pojawia się już tylko na niebie. I choćby emanowało ciepłem gorętszym niż miłość matki do dziecka, to i tak nie zdoła ogrzać rozdartej pomiędzy dwa światy duszy. Smutek? Niezrozumienie? Nie. Chyba raczej dojrzałość.


Nie jest łatwo zapomnieć o przeszłości. Nie można jej przecież wyrzucić tak po prostu, jak niepotrzebnych już rzeczy. Pytanie czy owo wyrzucanie ma głębszy sens. Czy w ogóle jakiś ma. Bo przecież pozbywając się pozornie niepotrzebnych już rzeczy... odrzucamy cząstkę siebie. A dawne czasy, to chcąc nie chcąc nasz nieodzowny element. Przerzucając na strychu stare pudła pokryte nieprzejrzystą już warstwą kurzu, trafiamy na perełkę. Jeden mały, na pozór nieistotny element, a okazuje się, że był lepszym spoiwem niż najdroższy klej. Był. Kiedyś. Termin przydatności dawno już minął. Po wielu rzutach monetą, w końcu wypada upragniony orzełek. Reszka odchodzi w zapomnienie. Na niebie pokazała się tęcza. Ale znikła przeszyta przez spadający meteoryt pozostawiając w głowie tylko jedną melodię: jest dobrze, jest dobrze, jest! I nie potrzeba już więcej zapewnień. Sosna wciąż kołysze się na wietrze. Choć rozdarta, nie poddaje się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz